Poziomy C1 i C2 oznaczają biegłość w posługiwaniu się językiem. Różnica między nimi jest dość niewielka, ale jednak w miarę istotna. Wypowiedzi stworzonej przez osobę na poziomie C2 nie da się, albo jest bardzo trudno, odróżnić od tych, które są dziełem użytkowników danego języka. Osoba na poziomie C1 wciąż jeszcze mówi z obcym akcentem (na przykład nie potrafi mlaskać czy cmokać tak powabnie jak rodzimi użytkownicy afrykańskiego języka Xhosa), popełnia błędy wynikające bardziej z tego, że stosuje regułę tam, gdzie powinien akurat zostać zastosowany wyjątek, jest jednak w stanie zrozumieć wszystko, co się do niej mówi, uwzględniając wszelkie aluzje, gry językowe, nawiązania kulturowe, chociażby takie jak, kiedy my Polacy mówią o czterech pancernych, albo Beacie Kozidrak. Osoby na poziomie C1 używają już bogatego języka, złożonych zdań, mogą wciąż jednak mieć trochę kłopotów czytając teksty bardziej specjalistyczne, lub najeżone slangiem.
Ponieważ z tym mogą mieć kłopoty również sami obcokrajowcy, nie jest to już powód do dużych zmartwień, czy popełnienia sepuku. Do tego, by osiągnąć poziom C1, a następnie C2, potrzebne jest to, co zwie się “kąpielą lingwistyczną”. Osoba chcąca osiągnąć poziom biegłości musi po prostu wystawić się na ciągły kontakt z językiem. Najłatwiejsze metody to dłuższy wyjazd zagraniczny np. do opieki nad dzieckiem, albo na studia, ślub z obcokrajowcem, znalezienie przyjaciół zagranicą, z którymi bylibyśmy w stałym kontakcie. Osoby na poziomie C1 i C2 muszą znać nie tyle dobrze sam język, ale także wszelkie odniesienia kulturowe. Zaczynają one w pewnym sensie stanowić część świata, którego język poznały. Powtarzają gesty, mają podobne reakcje, jak rodzimi użytkownicy języka. Na poziomach C1 i C2 są też w stanie tłumaczyć w sposób bardzo dobry obcojęzyczne teksty. Na poziomie C1 raczej tłumaczą jeszcze tylko na swój język ojczysty, na poziomie C2 dobrze im idzie przekład w obie strony. W przypadku tłumaczenia konferencji, czy rozmów, poziom C1 jest wystarczający do tego, by poradzić sobie z prostszymi tematami w przypadku tłumaczeń konsekutywnych (to znaczy najpierw mówi obcokrajowiec, a potem my przekładamy to, co powiedział). Jedynie osiągnięcie poziomu C2 pozwala jednak na tłumaczenie symultaniczne (przekładamy w tym samym czasie, gdy słyszymy tekst w obcym języku). Ten typ tłumaczeń jest jednak tak specyficzny i tak trudny, że samo osiągnięcie poziomu C2 nie gwarantuje jeszcze, że będziemy sobie z nim radzić bez kłopotów.
Sama wiedza na temat tego, jakie określono poziomy znajomości języka, przyda nam się w późniejszych rozdziałach, do tego by wyznaczyć sobie cele, a także do tego, by zrozumieć, co tak naprawdę można osiągnąć metodą, którą opisuję w tej książce. Widziałem już kursy, których prowadzący obiecywali nauczenie się języka obcego w weekend za jedyne kilka tysięcy złotych. W przypadku tego typu ofert dobrze jest, zanim wyrzucimy pieniądze w błoto, dowiedzieć się, co tak naprawdę obiecują nam prowadzący. Każda z porządnych szkół powinna być w stanie odnieść swoją ofertę do europejskich poziomów i powiedzieć nam, czy kurs jest dla osób na poziomie A1, B2 i czy po jego ukończeniu nasze umiejętności będą odpowiadały poziomowi A2, czy C1.
Jeżeli szkoła nie jest w stanie nam takich rzeczy określić, można powiedzieć jej dziękuję, zamknąć za sobą drzwi i nigdy do tego miejsca nie wracać. Naciągaczy jest wielu, a ich uczciwość można sprawdzić w bardzo prosty sposób. Zapytajmy się zwyczajnie iloma językami mówią autorzy magicznych kursów. Jeżeli ja znałbym kurs, który umożliwia mi osiągnięcie takich fantastycznych wyników i opanowanie dowolnego języka w weekend, to dawno pokonałbym już takich tuzów jak słynni poligloci znani z kart historii kardynał Mezzofanti, czy Heinrich Schliemann. To samo pytanie można zadać autorom wielu oferowanych w Internecie książek na temat genialnych sposobów uczenia się języków. Mnie samego przekonują jedynie pozycje, których autorzy mówią przynajmniej w kilku językach.
W wielu przypadkach autorzy książek o nauce języków znają tylko angielski, czasem nawet w stopniu dość dobrym, to jednak trochę mało, by móc powiedzieć, że jest się ekspertem w nauczaniu, czy też, że jest się Davidem Copperfieldem superlearningu. Dobra metoda uczenia się języka obcego powinna być sprawdzona na każdym froncie, to znaczy powinna nadawać się zarówno do nauki angielskiego, chińskiego, hebrajskiego, hindi, quechua, czy zulu. Coś, co genialnie sprawdza się w przypadku angielskiego, może okazać się niewystarczające w nauce języka nahuatl.